Ich młodość dawno minęła, od lat cieszą się zasłużoną emeryturą, ale to wcale nie znaczny, że można im powiedzieć "spieprzaj dziadu". Co to, to nie. Może i są starzy, ale za to jarzy i jeśli znajdzie się ktoś na tyle głupi, żeby ich rozdrażnić, ten na deser dostanie ołowianą bombonierkę, od której pęknie. Witajcie w świecie Retired Extremely Dangerous, czyli "RED".
Nowy film Roberta Schwentkego to adaptacja sensacyjnego komiksu Warrena Ellisa pod tym samym tytułem, choć słowo adaptacja nie bardzo tu pasuje. Moses ma w filmie inne imię, termin "red" otrzymał nowe znaczenie, a cała intryga została mocno zmieniona. To, co pozostało z oryginału, to ironiczny humor i sporo strzelanek. Bohaterowie kochają pociągać za spust i nie oszczędzają na nabojach. Na widzów czeka więc sporo eksplozji, latających kul i walki wręcz. Do tego dochodzi trochę ciętych dialogów i spora dawka czystej zabawy. "RED", jak zatem łatwo się domyślić, to film bez jakichkolwiek głębszych ambicji. Twórcom chodziło o to, by widz przez półtorej godziny miło spędził czas w kinie, zajadając się popcornem popijanym mocno nagazowaną colą. I cel ten udało się osiągnąć.
O fabule nie ma co się za bardzo rozwodzić. Jak w większości podobnych produkcji, historia ma dość umowny charakter i stanowi tło dla bohaterów i ich niesamowitych wyczynów. Stąd też nie ma co się krzywić, jeśli nie wszystko układa się w logiczną całość, a poszczególne sceny nie mają większego sensu. Nie o to tutaj chodzi. Liczy się karabinowa fiesta w blasku gwiazd.
Schwentke rozwija się z każdym kolejnym filmem w Hollywood. Po mocno przeciętnym "Planie lotu" byli całkiem nieźli "Zaklęci w czasie", a teraz otrzymaliśmy "RED" – najlepszy obraz ze wszystkich trzech. Oczywiście, tak naprawdę nikt nie wybierze się na niego dla reżysera. Magnesem są aktorskie gwiazdy. Te nie zawodzą, każdemu w udziale przypadła co najmniej jedna dobra scena, dla przykładu: Morgan Freeman proszący pielęgniarkę o poprawienie anteny czy Helen Mirren w białej sukni nokautująca rosłego agenta służb specjalnych. Malkovich świetnie prezentuje się jako świr, a Cox jako rosyjski szpieg, żalący się, że już od lat nikogo nie zabił. Najsłabiej prezentuje się Willis, głównie dlatego, że ostatnio sporo go było w komediowo-sensacyjnym repertuarze, więc nie robi aż takiego wrażenia.
Mając tak imponującą obsadę, Schwentke nie mógł zepsuć filmu. Oczywiście w Hollywood wszystko jest możliwe, lecz tym razem wyjątku nie było. Rozrywka okazała się naprawdę przednia.
Rocznik '76. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na wydziale psychologii, gdzie ukończył specjalizację z zakresu psychoterapii. Z Filmweb.pl związany niemalże od narodzin portalu, początkowo jako... przejdź do profilu